niedziela, 20 stycznia 2013

Mafia o Machibuse IV

Ohayo!

Mam nadzieję, że stęskniliście się za głównym opowiadaniem mojego bloga albowiem... tak, dzisiaj wstawiam IV rozdział Mafia o Machibuse! Nie wiem jak wy ale ja cieszę się niesamowicie z tego powodu ^^. W końcu udało mi się nad tym usiąść, trochę pomyśleć i napisać! Jestem z tego rozdziału bardzo zadowolona choć w końcówce nadal coś mi zgrzyta ale mam nadzieję, że wam się spodoba!
Żeby was nie nękać, dzisiaj krótko ^^.

Życzę przyjemnej lektury =3.

Rozdział, na razie, nie betowany =P.
Poprawiona wersja pojawi się jeszcze w tym tygodniu.







Ramen gwałtownie uniósł łepek, rozglądając się wokół jakby usłyszał jakiś dźwięk. Przez chwilę wąchał powietrze, najwyraźniej próbując wychwycić jakiś zapach po czym nie oczekiwanie zeskoczył z kuchennego blatu, na którym się wylegiwał. Przeciągnął się leniwie, szurając pazurkami po piaskowych kafelkach i szybko wyszedł z kuchni. Kiedy znalazł się w pustym salonie, rozejrzał się pobieżnie i nie zauważając nikogo wszedł po imponujących drewnianych schodach na wyższe piętro. Truchcikiem przebiegł korytarz a znalazłszy się w pokoju swojego pana podbiegł do jednej z białych ścian, popychając łapką uchylone drzwiczki zazwyczaj ukryte za niewielką półką, teraz odsuniętą na bok. Wskoczył do sporej kuchennej windy wbudowanej w ścianę i pyszczkiem nacisnął czerwony guzik na jednej z jej bocznych ścianek. Kot zastrzygł uszami, kiedy winda ruszyła w dół wydając przy tym nieprzyjemne, trzeszczące odgłosy. Kilka minut później Ramen był już na dole. Nieco nie pewnie wyszedł na ciemny korytarz, rozglądając się uważnie. Podłoga wyłożona była nieco wyblakłym, czerwonym dywanem a ściany pokrywała szara tapeta o antycznym wzorze. Pożółkłe światło, wydobywające się ze starych lamp umieszczonych co kilka metrów, mrugało złowrogo jakby za chwilę miało zgasnąć. Zwierzę spojrzało w głąb wyjątkowo długiego korytarza po czym ruszyło przed siebie, po chwili zaczynając biec. Nieoczekiwanie szybko Ramen dotarł do ogromnych, drewnianych drzwi zdobionych płaskorzeźbami. Spojrzał na ozdobną,  złoconą klamkę jednak po dłuższym namyśle skorzystał z wbudowanego niewielkiego wejścia dla zwierząt, przez które z trudem się prześliznął. Kot znalazł się w ogromnym, jasnym wnętrzu. Kopułowe sklepienie pomieszczenia znajdowało się ponad pięć metrów nad białą, marmurową podłogą. Wysokie, strzeliste okna w białych ramach osadzone były blisko siebie na białych ścianach po prawej jak i po lewej stronie. Centralną część pokoju stanowiły ogromne, marmurowe schody o złoconych poręczach, które dzieliły salon na dwie części. W pierwszej, po lewej stronie znajdowała się biała, skórzana kanapa i dwa fotele otaczające stolik do kawy wykonany z jasnego, lakierowanego drewna o fantazyjnie zdobionym blacie. Naprzeciw kanapy znajdował się przykuwający oczy kamienny kominek, wykończony delikatnymi, złoconymi płaskorzeźbami przedstawiającymi róże. W kominku cicho trzaskał ogień, rzucając na białe futro, leżące przed nim, pomarańczową poświatę. Po drugiej stronie pokoju znajdował się jedynie wypolerowany, biały fortepian o zadbanych klawiszach; biała sofa oraz grecka rzeźba przedstawiająca roznegliżowanego chłopca w fikuśnej pozie. Ramen powąchał chwilę w powietrzu aby po chwili wbiec na schody. Pokonując ostatni kamienny stopień do jego delikatnych uszu dotarły znajome dźwięki. Kot rozejrzał się nieco niepewnie po drewnianym korytarzu, jakby zerkając na obrazy olejne zdobiące kremowe ściany. Po chwili znów ruszył do przodu i mijając kilka par zdobionych, ciemnych drzwi dotarł do ostatnich, lekko uchylonych, przez które na korytarz wydostawała się jasna wiązka światła. Ciche postękiwanie i posapywanie dało się słyszeć coraz głośniej. Zaciekawiony Ramen wsunął łepek w szczelinę, od razu kierując bystre spojrzenie bursztynowych oczu w stronę źródła dźwięku. Na białym łóżku, pod baldachimem, leżały dwie postacie, splecione ze sobą w miłosnym uścisku. Obaj czarnowłosi mężczyźni pokrzykiwali i wzdychali, dotykając się zachłannie. Nagle jeden z nich krzyknął głośniej, opadając na miękkie poduszki i głaszcząc delikatnie plecy kochanka. Już po chwili drugi brunet opadł na brata z ciężkim westchnieniem. Ramen przechylił łepek delikatnie w prawo po czym miauknął, rozpoznając w jednym z mężczyzn swojego pana. Oboje czarnowłosi gwałtownie odwrócili spojrzenia w stronę drzwi po czym odetchnęli z ulgą, widząc czarnego, pulchnego kota, który z zadowoleniem machał leniwie ogonem, wpatrując się w nich dużymi ślepiami. Sasuke roześmiał się cicho i opuścił rękę niżej, stukając paznokciami o białe deski podłogi.

- Chodź tu, Ramen – zawołał kota cicho na co ten z jeszcze większym zadowoleniem podszedł do niego z gracją, ocierając się o bladą dłoń z głośnym pomrukiem
- Ten kocur kiedyś mnie zabije – prychną Itachi, kładąc się obok brata. Sasuke posłał mu spojrzenie pełne wyrzutu po czym złapał kota obiema rękami, wciągając go na łóżko. Ramen miauknął jeszcze raz, ocierając się o policzek pana i kładąc się na jego klatce piersiowej. – Nie patrz tak na mnie. Zawsze mnie straszy.
- Powinieneś już przywyknąć – westchnął Sasuke, drapiąc pupila za uchem z delikatnym uśmiech na ustach.
- Toleruję go tylko dlatego, że tak go lubisz. Chociaż nie mam pojęcia dlaczego – odparł kwaśno, jednak uśmiechając się szeroko, cmokając brata w usta i głaszcząc kota po grzbiecie.
- Jest inteligentny – mruknął Sasuke, szturchając długowłosego w bok.
- À propos inteligencji… obiło mi się o uszy, że zabiłeś kilku członków chińskiej mafii na ostatniej misji – Itachi westchnął ciężko. Według niego Sasuke był zbyt porywczy aby brać udział w takich akcjach. Młodszy skinął głową, posyłając mu wyczekujące spojrzenie. – No i po co to zrobiłeś? Wiesz, że teraz Orochimaru ma problemy? Ich don* żąda haraczu. Jesteś podszefem**, nie powinieneś robić takich rzeczy.
- Miałem chronić Shikamaru i to też robiłem. Przecież nie zabiłem ich dla własnej przyjemności. Myślisz, że sam umiałbym związać pięciu cholernych Chińczyków? – Sasuke przybrał oburzony wyraz twarzy. – Mogę mu wyłożyć na ten haracz, Consigliere*** – prychnął
na koniec, z oburzenia aż szturchając kota, który spojrzał na niego z mordem w oczach.
- Nie chodzi o to. Powinieneś myśleć o tym jakie to niesie konsekwencje – wyjaśnił czym tylko bardziej zirytował młodszego.
- A ty co nagle taki święty? Jesteśmy w mafii, tak? Trzeba sobie radzić albo tak albo inaczej – prychnął Sasuke, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- To że jesteśmy członkami mafii nie upoważnia nas do zabijania wszystkich na każdym kroku.
- „Mafia to organizacja złoczyńców, mająca na celu nielegalne bogacenie się jej członków i występująca jako pasożytniczy pośrednik, narzucony przemocą, między własnością a pracą, produkcją a konsumpcją, między obywatelem a państwem. Mafia to kapitalizm pasożytniczy, który zarabia, ale nie kreuje niczego, poza narkotykami i śmiercią” – Sasuke zacytował dobrze znane sobie słowa.
- Przestań szastać tym tekstem na prawo i lewo. Po za tym ta wypowiedź jest negatywna, nie powinieneś się nią posługiwać – burknął zniesmaczony Itachi.
- A czy o mafii można wypowiadać się pozytywnie? – zakpił Sasuke, unosząc jedną brew. – Ty to umiesz zepsuć najlepszą atmosferę – mruknął po chwili niekomfortowej ciszy. – Nie jesteś moją matką, Tachi.
- Ale twoim starszym bratem! – zakrzyknął nieoczekiwanie długowłosy. – Kto ma cię pouczać jak nie ja? Matki nie ma a ojciec… oh, przecież sam wiesz!
- Nie zachowujesz się jak brat – Sasuke uśmiechnął się kpiąco, przesuwając dłonią po umięśnionym udzie Itachi’ego.
- No i co ja za to mogę?! – prychnął starszy, robiąc obrażoną minę.
- Nic nie możesz, kochanie – Sasuke zaśmiał się łagodnie i złożył na ustach brata czuły pocałunek. – Chodź Ramen, idziemy się najeść. Tata jest głodny – powiedział do kota, klepiąc go po łebku. Ramen od razu otworzył oczy a po chwili zeskoczył na ziemię, kierując się do kuchni. Sasuke poszedł za pupilem nago, dając Itachi’emu napawać się widokiem jego sprężystych, bladych pośladków.


* * *

Naruto staną jeszcze bliżej Kiby, nie czując się komfortowo pod tyloma ciekawskimi spojrzeniami. Liczył się z tym, że jako nowy uczeń wzbudzi spore zainteresowanie jednak nie spodziewał się, że aż takie. Każdy przechodzący obok niego uczeń zerkał na niego podejrzliwie. Na szczęście ramię Kiby, do którego wręcz się przykleił, dawało mu złudne poczucie bezpieczeństwa.
- A to jest Neji, mój znajomy. Równy gość choć jeśli pozna się go bliżej można się dowiedzieć naprawdę dziwnych rzeczy – Kiba uśmiechnął się szeroko i machnął ręką do długowłosego bruneta, na którego przed chwilą wskazywał. – Ta różowa obok niego… to dopiero laska ale radzę ci lepiej jej nie podrywaj. W jej wykonaniu prawy prosty jest naprawdę zabójczy. No i ma upatrzonego jakiegoś księcia więc wiesz… lepiej nie ryzykować – zaśmiał się, głaszcząc Naruto po plecach. Wyraźnie wyczuwał napięcie blondyna.
- Oberwałeś od niej? – zapytał Naruto neutralnie jednak posłał Kibie zdziwione spojrzenie. Gest przyjaciela wydał mu się dziwnie poufały. Choć może już całkowicie fiksował. W końcu wydawało mu się, że każdy z przechodzących który się do niego nie uśmiechnął miał ochotę zabić go wzrokiem.
- Nie no co ty! – Kiba zaprzeczył szybko, uśmiechając się do omawianej różowowłosej. – Kumpluję się z nią i nigdy nie próbowałem podrywać. To nie moja liga – dodał z szerokim uśmiechem na ustach. – Idziemy do klasy? – zapytał obejmując ramiona przyjaciela. Naruto przełknął głośno ślinę. Odnosił wrażenia, że Kiba z każdą chwilą zachowuje się coraz dziwniej. Nie przypominał sobie aby kiedykolwiek był tak przez niego obejmowany. Plus fakt, że Inuzuka był nieco od niego wyższy, dodatkowo go frustrował.
– Siadasz obok, nie? – zapytał Kiba, kiedy już weszli do klasy. Naruto skinął jedynie głową. Uśmiechnął się lekko, zauważając siedzącą na biurku, dobrze znaną sobie, postać. Szybko zajął miejsce obok przyjaciela w ostatnim rzędzie, wbijając wzrok w nauczyciela.
Jiraya posłał Itachi’emu pokrzepiający uśmiech, mrużąc przy tym oczy. Brunet wyglądał na wyjątkowo zmęczonego. Jego cera była szara, oczy podkrążone a włosy w lekkim nieładzie. Stanowczo coś musiało się stać. Przesunął radosnym spojrzeniem po klasie. Najwyraźniej wszyscy już się zebrali. Po ostatnich rewolucjach emocjonalnych, których sprawcą był Orochimaru, sam nie czuł się najlepiej, jednak widok tych roześmianych, młodzieńczych twarzy dodawał mu otuchy i zapewniał, że już niedługo wyrwie się z wakacyjnej monotonii. Nienawidził tego okresu, w którym jedyne co miał do roboty to opracowywanie nowych formuł trucizn i badanie ich składników. Praca w szkole zawsze motywowała go do dalszego działania, dawała poczucie życiowej stabilizacji i sprawiała przyjemność. A obcowanie z tak młodymi, pełnymi energii ludźmi dawało złudne wrażenie odmłodzenia.
Odetchnął cicho po czym zsunął się z biurka, czując w krzyżu nieprzyjemny ból. Oh, przecież ma zaledwie czterdzieści pięć lat!
- Witam was serdecznie w nowym roku szkolnym – przywitał się z uczniami a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. – Rozpoznaję kilka twarzy z poprzedniego roku – pochwalił się, w końcu zauważając między uczniami rozczochraną blond czuprynę. Naruto wpatrywał się w niego dużymi, błękitnymi oczami, uśmiechając się delikatnie. Uśmiech Jirayi przygasł nieco, kiedy zauważył, że obok jego chrześniaka siedzi Kiba, trajkocząc wesoło. Przełknął głośno ślinę, spychając ten fakt w ciemne zakątki umysłu. Na razie nie powinien się tym przejmować. Jednak dyskretna obserwacja zapewne nie zaszkodzi. – Nazywam się Namikaze Jiraya, jestem nauczycielem biologii oraz chemii i od dzisiaj będę waszym wychowawcą – oznajmił po czym stanął za Itachim, kładąc dłonie na jego ramionach. – To Uchiha Itachi, nauczyciel chemii, jest waszym wychowawcą zastępczym. W razie potrzeby zawsze możecie porozmawiać, z którymś z nas. – Uczniowie pokiwali porozumiewawczo głowami na co Jiraya ponownie przysiadł na swoim biurku. – Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie miła i owocna oraz że dacie radę porozumieć się między sobą. Zanim wyjdziecie Uchiha-sensei rozda wam plany lekcji. Na dzisiaj byłoby to wszystko. Nacieszcie się jeszcze wolnym popołudniem.– Jiraya zerknął na nowy plan lekcji.  – Zobaczymy się jutro na lekcji biologii. Możecie się rozejść. Do zobaczenia – zakończył a uczniowie w mgnieniu oka wypadli z klasy, uprzednio podbiegając do młodszego nauczyciela po plany lekcji.
– Coś nie tak, Itachi? – zapytał zaniepokojony milczeniem Uchihy.
Brunet spojrzał na niego nieco zdezorientowanym spojrzeniem, nerwowo pocierając dłońmi uda. Po chwili jednak uśmiechnął się lekko, zaprzeczając ruchem głowy.
- Wszystko w porządku, Jiraya – dodał po chwili milczenia, wstając z krzesełka. – Ktoś chyba chce z tobą porozmawiać – wskazał podbródkiem na blondyna stojącego w drzwiach. Naruto uśmiechał się do niego szeroko, przestępując z nogi na nogę.
- No chodź tu, łobuzie – szarowłosy zaśmiał się głośno, kiwając ręką na chrześniaka.
- Nie wiedziałem, że będziesz moim wychowawcą – wyznał od razu Naruto, podchodząc bliżej. Kiwną głową Uchisze, który posłał mu delikatny uśmiech.
- Do zobaczenia, Itachi – Jiraya pożegnał się z długowłosym. Miał nadzieję, że mówił prawdę, twierdząc iż wszystko jest w porządku. Dawno nie widział go tak rozkojarzonego. – Ja też nie wiedziałem – odpowiedział blondynowi, zajmując miejsce bruneta, który już zniknął za drzwiami. – Mam nadzieję, że jesteś zadowolony – wyszczerzył się a chrześniak odwzajemnił gest. 
- No jasne – odparł szybko. Martwił się czy trafi na nauczyciela, który będzie w porządku ale skoro był tu Jiraya to nie miał się czym martwić. – Ten Uchiha to jakiś… hm… - spojrzał w bok, nie wiedząc jak zadać pytanie - …krewny TEGO Uchihy? – zapytał w końcu.
- Jeśli masz na myśli Fugaku to tak, jak najbardziej. To jego najstarszy syn – Jiraya wyjaśnił od razu. – Co słychać u taty?
- Jak na razie jest zachwycony ale jak długo to potrwa to nie wiem. Pewnie do następnego braku pomysłów – westchnął ciężko co najmniej jakby brak weny twórczej dotyczył jego samego.
- Nie martw się – Jiraya położył dużą, ciepłą dłoń na ramieniu chrześniaka. – W razie czego zawsze możesz do mnie zadzwonić. Już ja się nim zajmę – zaśmiał się, mrugając zawadiacko.


* * *


Długowłosy skrzywił się mocno, uderzając obolałym barkiem o obdrapaną ścianę. Zagryzł wargę, próbując zatrzymać szloch cisnący mu się do ust. Jęknął cicho, prostując się i spoglądając ze strachem na mężczyznę stojącego przed nim. Znacznie większy od niego brunet, oddychał ciężko zaciskając mocno masywne szczęki. Buzował w nim gniew. Na jego opalonej, odsłoniętej klatce piersiowej widniało niewielkie, czerwone zadrapanie. Jedynie tyle udało się chłopakowi. Był słaby. Mężczyzna po raz kolejny warknął niczym zwierz, popychając długowłosego na ścianę. Z wściekłością patrzył w jego błękitne oczy przepełnione strachem. Blondyn zsunął się po szarej ścianie, obejmując się ramionami. Nie miał już siły. Bolało go wszystko. Poobijane nogi, plecy, ramiona, zmaltretowane ręce, pośladki i usta.
- Przepraszam – pisnął ledwo słyszalnie zdławionym, zachrypniętym głosem.
- Nie będziesz mnie teraz, kurwa, przepraszał! Trzeba było myśleć wcześniej! – wrzasnął brunet, bez wahania uderzając pięścią głowę chłopaka. Po chwili na potarganych blond włosach pojawiła się plama krwi.
- …przepraszam – szepnął jeszcze raz, zaciskając mocno powieki. – Nie chcę na ulicę – dodał nieco głośniej, walcząc z tępym pulsowaniem z tyłu czaszki.
- Ale uciekać chciałeś?! – mężczyzna pchnął mocno jego ramię, które po raz kolejny uderzyło w zimną ścianę. – Miałeś za dobrze, rozpuszczony skurwysynu ale to się skończyło! Chcesz czy nie wypierdalasz na bruk, Deidara! – warknął a zaczerwienione oczy chłopaka spoczęły na nim, emanując wręcz fizyczną rozpaczą. – Nie bież mnie teraz na słodkie oczka! Nie raz dawałem ci szansę ale miarka się przebrała, suko! – Brunet krzyczał jeszcze głośniej. Zacisnął wielką dłoń na posiniaczonym ramieniu Deidary, brutalnie podciągając go do góry. Nie zważając na ciche szlochanie blondyna pociągnął go do przodu.
- Radź sobie sam! – dodał na pożegnanie, otwierając wyjściowe drzwi starego budynku. Chłopak w ostatnim odruchu ratowania swojego marnego bytu zacisnął długie, chude palce na rozchełstanej koszuli mężczyzny. Brunet jednak nie zważając na to popchnął go mocniej, wypychając na zaśmiecony, brudny chodnik po czym z głośnym hukiem zamknął za nim liche, drewniane drzwi.
Deidara zaszlochał głośniej, uderzając pokaleczonymi pięściami o drzwi.
- Wpuść mnie! Błagam! – krzyknął rozdzierająco jednak nie uzyskał żadnej odpowiedzi. – Daj mi szansę… ostatnią – szepnął, opierając czoło o szorstkie drewno. Zapłakał głośno, nie przejmując się już spływającymi po policzkach łzami. – Proszę… nie dam rady – sam już nie wiedział czy mówi do siebie czy jeszcze do swojego byłego pracodawcy. – Nie chcę sam – dodał, odwracając się tyłem do wejścia. Oparł plecy o drzwi aby po chwili zsunąć się po nich w dół na zimne płyty chodnika. – Nie sam – podkulił kolana do klatki piersiowej, obejmując je ramionami i kładąc na nich głowę. Odetchnął drżąco, pociągając nosem i zamykając szczypiące oczy. – Zupełnie sam.


* * *


Wchodząc na drewnianą werandę, przed swoim nowym domem Naruto spojrzał ze zdziwieniem na podjazd sąsiedniego domu. Stał na nim czarny, błyszczący nowością Jaguar. Dokładnie taki sam jak ten, do którego wsiadał Uchiha-sensei, odjeżdżając spod szkoły. Blondyn zagryzł wargę po czym powoli podszedł do niziutkiego żywopłotu dzielącego obie parcele. Spojrzał uważniej na samochód. Nowy Jaguar XF DIESEL S o przyciemnianych szybach na pewno należał do nowego nauczyciela Naruto. Blondyn był tego pewien. Zerknął niepewnie na ogromny dom, przełykając głośno ślinę. Miał nadzieję, że chemik był tutaj tylko w odwiedziny. Choć gdy zastanowił się nad tym trochę dokładniej to przypuszczał, że już wie kto załatwił tacie ten dom. Niespodziewanie drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie a na werandę wybiegł Itachi z oburzonym wyrazem twarzy. Zaraz za nim wypadł niemożliwie podobny brunet o krótszych, nastroszonych włosach z czarnym kotem na rękach.
- Nie będę tego tolerował, Sasuke! – krzyknął długowłosy zupełnie zaskakując Naruto.
- To nie ja tutaj twierdzę, że „przecież nam nie wolno” tylko po to aby na następny dzień się ze mną przespać! – warknął Sasuke, mrużąc złowrogo oczy.
- Nie tutaj! – odkrzyknął oburzony Itachi, ze złością uderzając pięścią o futrynę. Kot, który do tej pory spokojnie siedział w ramionach Sasuke, patrząc to na jednego to na drugiego Uchihę, nagle spłoszony wyrwał się z objęć swojego pana i z prędkością światła zbiegł z werandy po czym wskoczył w żywopłot. Oboje bracia spojrzeli w stronę, w którą pobiegł Ramen, dopiero teraz zauważając Naruto, który z rosnącym zdziwieniem przysłuchiwał się ich kłótni. Itachi, widząc swojego nowego ucznia i jednocześnie chrześniaka swojego przyjaciela uśmiechnął się łagodnie jednak uśmiech natychmiast zniknął z jego twarzy kiedy zdał sobie sprawę iż blondyn prawdopodobnie słyszał ich głośną wymianę zdań. Sasuke zmarszczył groźnie brwi, wbijając nieprzyjemny wzrok w podsłuchującego sąsiada. 

* * *

*Don - nazywany także szefem lub ojcem chrzestnym. Rządzi niepodzielnie i ma prawo do haraczu z każdej przeprowadzonej przez rodzinę operacji. 

** Podszef - najczęściej wybierany przez szefa. Jest drugi w kolejności łańcucha dowodzenia. Zajmuje się codziennymi obowiązkami rodziny, jak również nadzoruje co bardziej lukratywne przedsięwzięcia. Zwykle otrzymuje procent z dochodów samego szefa. Jest pierwszą osobą w linii sukcesji.

*** Consigliere - doradca rodziny, często widziany jako "prawa ręka szefa". Używany jako mediator, reprezentant i pomoc podczas spotkań z innymi rodzinami. W praktyce jest trzecią najważniejszą osobą w organizacji, tradycyjnie najbardziej doświadczoną, znającą tajniki działania. Na to stanowisko szef najczęściej wybiera osobę, której może zaufać.

W moim opowiadaniu nastąpiła drobna zmiana. Itachi jako starszy z braci Uchiha a zarówno prawa ręka Orochimaru jest drugą najważniejszą osobą w mafii natomiast Sasuke jako młodszy jest dopiero trzeci w hierarchii.

Wykres przedstawiający strukturę mafijną:


 

8 komentarzy:

  1. Jak powiedziałam koledze iż: Chłopak dowiedział się, ze jego nauczyciel sypia ze swoim bratem. To było jedno wielkie: DAFAQ?! XDD
    Nie, no. Rozdział był fajny, na poczatku nie miałam pojęcia, co znajdzie Ramen, ale kiedy przeczytałam o jękach i westchnieniach, automatycznie pomyslałam o Itachim i Sasuke i miałam rację :D Tylko zastanawiam się, kto u nich w łóżku robi za pasywa XDDD
    Biedny Deidara :<< ufam, że teraz znajdzie go i przygarnie Itachi <33 Mam rację? Mam? :D
    Sakue, kochana, rozdział udany, nawet bardzo. Końcówka wyszła świetnie więc nie martw się. Po betowaniu, na pewno wszystkie błędy znikną. :D Dużo weny i żeby ci się udało szybciej nasteony rozdział napisać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Łooo, ale bym chciała być na miejscu tego kota :3 Ten to bez żadnych ograniczeń może podglądać swojego pana na baraszkowaniu z braciszkiem.
    A ten Kiba, to się jakiś gejowaty zrobił, czy mi się tylko wydaje? Co prawda, nie pamiętam już poprzednich rozdziałów, bo dużo czasu minęło, ale nie wydaje mi się, że taki był.
    Końcówka jest taka, jakie powinno być dobre zakończenie rozdziału :D Biedny Naruto, ciekawe co sobie w tym momencie pomyślał... W końcu nie każdy się dowiaduje, że jego nauczyciel śpi z bratem :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. no na reszcie się doczekałam nowego rozdzialiku. Bardzo mi się podoba. Hehe... Tak się zastanawiam, co Naru sobie teraz myśli i jak Itachi będzie mu się tłumaczył,o ile w ogółe spróbuje. Ciekawe jak to będzie wyglądać: Naruto i Sasuke mieszkający obok siebie.
    Fajnie, że dajesz tyle tajemniczych wątków, bo jest na co czekać, a nie, że np. trzeba czekać x czasu na coś mocnego. Przyznam się bez bicia, że to mnietez trochę irytuje, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
    Życzę ci dużo weny.:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    tym razem krótko, ze względu, ze jestem w biegu i nie mam zbyt dużo czasu na pisanie... ;] rozdział fantastyczny, warto było tyle czekać, ten kot jest bardzo mądry, dla mnie zachowanie Kiby wyglądało jak coś w stylu „on jest mój nie zbliżać się do niego..” Jiraya widząc Kibe obok Naruto od razu humor się popsuł... Naruto świadkiem takiej sceny, oj, oj mógł przykucać to by go nie zauważyli.... Biedny Deidara, gdzie jest Itachi ;]
    Weny, weny życzę...
    Pozdrawiam gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Taaak!!!! W końcu Deidara :) To nic, że jest go mało i troszkę go pomęczyłaś xd ważne, że sie pojawił :)Ciekawe co bracia powiedzą Naruto. Naczekałam się na ten rozdział, ale było warto :D Życzę weny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cierpliwość popłaca. xD Przyjemna nagroda po tygodniu chorowania. ;P
    Jeżu z drogi, co się stało Deidarze? o_O Może trafi lepiej (yyyy, nadzieja matką głupich), ale kurcze... Nieźle go zmaltretowano.
    Hyhy, Naruto ma niesamowite wyczucie czasu, to mu trzeba przyznać. xD No, ciekawe, co zrobi Sasuke. ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Opowiadanie mnie zachwyciło szczerze powiedziawszy. Nie mam czasu za bardzo żeby rozpisywać się zbyt długo, bo ekonomia wzywa. Chciałam tylko zostawić po sobie ślad, nowego fana twojego bloga

    OdpowiedzUsuń
  8. Great article! We are linking to this great post on
    our website. Keep up the great writing.

    my homepage; f15ijp.com

    OdpowiedzUsuń